czwartek, 17 stycznia 2013

Dymolandia

Minęło już kilka dni od mojego ostatniego wpisu, w zasadzie prawie tydzień, ale nie próżnowałem przez ten czas. W niedzielę odbyłem półtoragodzinny bieg w bardzo mroźnej atmosferze. Termometr pokazywał dziesięć kresek poniżej zera. Śnieg przyjaźnie skrzypiał pod butami, zachęcając do biegu. Jasny blask gwiazd oświetlał drogę. Wszystko byłoby idealnie gdyby nie, unoszące się zewsząd kłęby plastikowego dymu.
Rozumiem, że jest zima, że mróz, że ludziom jest zimno, trzeba jakoś ogrzać swoje domostwa. Nie rozumiem, dlaczego musi się to odbywać kosztem ludzkiego zdrowia, zatruwania powietrza, środowiska! Jest dla mnie tajemnicą, dlaczego ludzie palą śmieciami, plastikami. Czy daje to aż takie ciepło w domu? Nie wiem, nigdy nie paliłem, ale wątpię w to, że jest to aż tak wspaniale ciepłodajny materiał. Czy robią to z tak zwanej oszczędności? Żeby innego opału starczyło na dłużej? Ciekaw jestem na czym będą oszczędzać, gdy zachorują na jakąś ciężką chorobę (czego nikomu nie życzę) i zaczną panicznie biegać po najróżniejszego rodzaju lekarzach, specjalistach, szamanach, uzdrowicielach po ratunek. Zresztą jeżeli chcą siebie truć, droga wolna. Mają tyle innych okazji do tego by zatruwać swój organizm (śmieciowe jedzenie, papierosy i inne wyśmienite używki). Jest tylko jeden problem - nie żyją na tym świecie sami. Co z tymi, którzy starają się prowadzić zdrowy tryb życia, nie chcą oddychać śmierdzącym powietrzem, żyć w kłębach plastikowego dymu? Najlepiej byłoby dla tych dziwaków udać się na inną planetę, lecz jak powszechnie wiadomo, jest to jak na razie niestety niemożliwe. Jeżeli argumenty o zatruwaniu obcych ludzi nie trafiają do plastikopalaczy, to może powinien do nich dotrzeć fakt, iż przez spalanie plastików trują także swoje rodzinny. A chyba nikt normalny nie chce szkodzić swoim najbliższym. Ale dość już moich wywodów na tematy śmieciowe. Wróćmy do biegania.
Po niedzielnym długim wybieganiu, w poniedziałek odbyłem trening siłowy wzmacniający mięśnie korpusu.  We wtorek przebiegłem 10 km w 50 minut. Środa była dniem wolnym od jakiegokolwiek treningu (po przespaniu 3 godzin w nocy, wyjściu z domu o 5:20, a powrocie przed 20, nie miałem już ochoty ani sił na jakikolwiek trening, marzyłem tylko o łóżku). Dzisiaj znowu 10 km, tym razem trochę wolniej bo w 55 minut. Było trochę ślisko, więc musiałem zwolnic. Kolejny bieg w sobotę :)                     

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz