piątek, 11 stycznia 2013

O Poranku

Nigdy nie myślałem, że to powiem, ale bieganie na chwilę przed wschodem słońca w zimowy poranek może być całkiem przyjemne. Odkryłem dziś, że jest to chyba najspokojniejsza, najbardziej cicha pora dnia. Nie jest to czas zatłoczonych, zadymionych ulic, spóźnionych do pracy ludzi, gwaru i zdenerwowania. To czas, gdzie można uruchomić wszystkie swoje zmysły, poczuć zapach świeżego powietrza, obserwować budzący się powoli, jeszcze trochę zaspany świat, usłyszeć ciszę, poczuć na policzkach dotyk mokrych, zimnych, świeżych płatków śniegu, posmakować całkowitej, pełnej wolności.
Biegałem już o porankach, ale jeszcze nigdy nie zdarzyło mi się, czerpać z tego takiej przyjemności. Zazwyczaj biegi w godzinach porannych były dla mnie męką. Po dziesięciu minutach biegu odczuwałem straszny ból mięśni z niewyjaśnionych mi przyczyn, zwalniałem tempo i skracałem zaplanowane wcześniej trasy. W końcu stwierdziłem, że to nie dla mnie, nie leży w mojej naturze biegać o poranku, więc z tego zrezygnowałem. Było tak do dnia dzisiejszego. Zmieniam zadanie. Poranne biegi są równie wspaniałe jak biegi popołudniowe czy wieczorne, z tą różnicą, że nastrajają pozytywnie na cały dzień.
Dziś przebiegłem 6 km w pół godziny. Na więcej czas mi nie pozwolił. Pociąg też łaskawie czekał nie będzie. Nie obyło się również bez niespodzianek, a mianowicie: pogonił mnie dziś pług śnieżny. Nie dałem mu się i sprintem uciekłem pod dość wymagającą górkę.    

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz